sobota, 3 stycznia 2015

Niewinna wycieczka do miasta (cz.2)

 A ja patrzyłem się na nią. Nie mam pojęcia dlaczego.
Ale ona w pewnym momencie odwróciła wzrok. Byłem zdziwiony, po chwili jednak sprawa się rozwiązała. Nieznana mi osóbka odpowiadała właśnie Merope.
- Tak o czternastej będzie dobrze.
- Więc zapraszam na dwudziestego o czternastej.
Stworzonko miało cichy, choć mimo wszystko pewny siebie głos. Obróciła się i znów spojrzała mi w oczy, a potem tak po prostu wyszła uruchamiając ten nieznośny dzwonek zawieszony przy drzwiach. Z to niebiesko włosa wróciła do mnie i znów zaczęła podcinać włosy.
- Czy informacje z waszego salonu są tajne?
Mere podniosła wzrok znad nożyczek.
- Nie, nie są.
- A czy mogłabyś powiedzieć mi kto to był?
Na jej twarzy pojawiła się tylko irytacja.
- Nie.
- Wiedziałem.
To że mi nie powiedziała wcale mnie nie zrażało. Raczej zachęciło do tego by te informację uzyskać w inny równie dobry sposób. Wymagało to może nieco więcej zaangażowania, ale to stworzonko ewidentnie, było tego warte.
- Nawet o tym nie myśl Andy.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Merope. Dopiero teraz zauważyłem, że skończyła.
- Nie waż się zastraszać Lily i próbować uzyskać informacji od niej.
Wyszczerzyłem zęby.
-Ohhhh, ależ nie mam zamiaru robić niczego takiego. A na pewno nie mam zamiaru jej zastraszać.
Znów wzrok bazyliszka, a chwilę potem wykonała delikatny ruch nożyczkami, jakby od niechcenia i skaleczyła mnie w ucho. Krew powoli spływała w dół.
- No, no, no. Czyżby nasza gwiazdeczka pokazała pazurki?
Ona jednak natychmiast się obróciła i zniknęła za drzwiami, zza których wcześniej wyszła. Rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu czegoś czym mógłbym zatamować krew. Na szafce leżały chusteczki. Wyciągnąłem jedną i przyłożyłem do ucha. Sprzed lustra wziąłem swoje okulary, a potem ruszyłem w stronę recepcji. Zanim jeszcze się o nią oparłem, zabrałem z wieszaka swoją marynarkę i ubrałem ją na siebie szybkim ruchem. Opatrunek na uchu nie był już raczej potrzebny, więc wrzuciłem zakrwawioną chusteczkę do kosza. A teraz musiałem uzyskać potrzebne mi informacje. Przechyliłem się przez ladę i wzrokiem zacząłem szukać notesu należącego do Mere. Niestety zdążyłem go tylko namierzyć, bo z zaplecza przypałętała się mała blondyneczka.
- Pan jeszcze tutaj...?
Uśmiechnąłem się najbardziej olśniewająco jak mogłem.
-Oczywiście. Nie było dane mi zapłacić.
Dziewczyna spuściła wzrok i szybkim krokiem znalazła się za recepcją. Nawet na mnie nie patrząc spojrzała na cennik. 
- To będzie około 30..
Nie dałem jej dokończyć. Palcem prawej ręki złapałem ją pod podbródkiem i uniosłem jej głowę tak by móc widzieć jej oczy, jednocześnie się pochylając. Rumieniec na jej twarzy pojawił się szybciej niż sądziłem.
- Wiem ile to będzie, ale czy mogłabyś mi może powiedzieć kto jest umówiony na dwudziestego na godzinę czternastą?
Jej oczy patrzały się na mnie z taką niewinnością.
- J-j-ja nie powinna...
- Oj przestań przecież nic się niestanie.
Moje usta były o centymetr od jej.
- A może po prostu mi pokażesz..? 
Wciąż na mnie patrząc, lewą ręką podała mi dziennik, puściłem ją, a ona głośno odetchnęła jakby dopiero teraz zaczęła na powrót oddychać. Przerzucałem szybko strony, a po chwili wiedziałem już co chciałem. Wyciągnąłem pieniądze i położyłem je na otwartej stronie notesu, na powrót pochylając się w stronę blondynki, tak by moje usta znów znalazły się niebezpiecznie blisko jej. W tym samym momencie usłyszałem szybkie kroki.
- Dziękuję za pomoc słodziutka.
Jak najszybciej wyskoczyłem przez drzwi,unikając rzuconej w drzwi figurki kota.
- D U P E K!
Głos Merope rozniósł się po okolicy, a ja nałożyłem tylko okulary i zadowolony, z uśmiechem na ustach skierowałem się tam gdzie mnie nogi poniosły. Musiałem znaleźć urocze stworzonko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz