poniedziałek, 16 lutego 2015

Dzień zakochanych.

"Walentynki. Dzień stworzony przez ludzi by okazać miłość drugiej osobie."
Ciepła woda spływała mi po ciele. Włosy przykleiły mi się do twarzy. Przemyłem jeszcze raz wytatuowane ręce, a potem spokojnie wyszedłem spod prysznica, jednocześnie wycierając się ręcznikiem.
"Jeżeli już ktoś wierzy w miłość to powinien ją okazywać codziennie, a nie tylko od czasu do czasu. "
Rzuciłem ręcznik na zlew. Spokojnie nałożyłem jeansy i stanąłem przed lustrem. Z włosów kapała mi woda. Cieni pod oczami nie było już tak widać. Z powrotem złapałem, kawałek już i tak mokrego materiału i przetarłem twarz, a potem włosy. Na szczęście powoli zaczynały schnąć. Wrzuciłem ręcznik do kosza na brudne rzeczy i spokojnym krokiem wyszedłem z łazienki. W powietrzu było czuć słodkich zapach smażonych naleśników. Przyśpieszyłem kroku. Musiałem się pośpieszyć inaczej wszystko może zostać zjedzone. Z głośnym tupaniem zbiegłem po schodach i wpadłem do kuchni. Neila kręciła się wokół kuchenki i blatów, a przy stole siedziała już Patch, przytulająca wielkiego pluszowego pingwina. Śliczne blond loki opadały jej na ramiona. Na sobie miała szarą piżamę w niebieskie misie. Miała piętnaście lat, a wciąż zachowywała się jak dziecko. Jej pokój przypominał wręcz magazyn maskotek. Na stole tuż przed nią stał duży talerz z masą naleśników polanych słodką polewą. Gdy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech i to taki od uch do ucha. Może była słodka, lecz czasem też potrafiła uprzykrzyć życie. Mimo wszystko nie gniewałem się na nią, bo na wredną wiedźmę nie da się gniewać.
-Anddddyyyyy! W końcu się obudziłeś! Myślałam że będę musiała zjeść sama te wszystkie..- Przez całe to trajkotanie nie wzięła nawet jednego oddechu. Spokojnym krokiem podszedłem do niej i wepchnąłem jej do buzi widelec razem z kawałkiem naleśnika. Mina na jej twarzy idealnie pasowała do zbioru tych nie zapomnianych. Nawet Neila parsknęła śmiechem.
- Z jakiej to okazji w ogóle jemy naleśniki?
- Dziś Walentynki, więc pomyślałam że się trochę wysilę i sprawię wam przyjemność.
Była zadziwiająco miła. Zbyt miła. Zmrużyłem oczy i zacząłem poszukiwania. Nie musiałem długo szukać. Na jednym z blatów stały piękny i duży bukiet czerwonych róż. Spojrzałem się pytająco na Pacth, ale ona wyszczerzyła tylko zęby i podniosła coś do góry. Czerwoną różę. Czyżby w mieście pojawił się jakiś anonimowy, walentynkowy psychopata? Zanim jednak zdążyłem zadać pytanie na głos, Neila mnie uprzedziła.
- A ty Andy? Masz jakieś plany na dziś?
Uśmiechnąłem. Schlebiało mi że chociaż udawała zainteresowanie moimi planami.
- Mam zamiar iść z Kimiko i z Abey do miasta.
Patch z naleśnikiem nadzianym na widelec głośno wciągnęła powietrze, żeby potem wydać z siebie głośny okrzyk.
- UUUUUUUUUU! Andiiiiiś idzie z Kimikoooo i Abeeeeey do miaaaaaaaasttaaa....
Przewróciłem oczami i szybkim krokiem podszedłem do Patch znów wpychając jej jedzenie do ust.
-bug..hfg..
Z wyrazem oburzenia na twarzy, spojrzała się na mnie z wyrzutem. Wyszczerzyłem się tylko i usiadłem na krześle obok pożerając naleśniki z owocami. Były jednym ze specjałów Neili, ale robiła je bardzo rzadko. Dobrze że bynajmniej tym razem jest tu tylko jedna osoba z którą muszę się o nie bić. Jedliśmy, a Patch wciąż trajkotała mi nad uchem jakby to ona chciałaby pojechać ze mną do miasta. Tej dziewczynie usta to się chyba nie zamykają, a wiecznie do ust naleśników wpychać jej nie będę. Jednak gdy już zacząłem godzić się ze swoim losem usłyszałem okrzyk Nei, która jak oparzona odskoczyła od kuchenki. Przez okno wlewała się ciemna mazista mgła i powoli opadała na wszystko wokół. Wstałem szybkim ruchem i skierowałem się do pokoju ze swoimi ciuchami. Tym razem na szczęście przygotowałem sobie wszystko wcześniej żeby nie musieć szukać rzeczy na ostatnią chwilę. Szybkim ruchem założyłem stary obwisły T-shirt z logiem Batmana, narzuciłem skórzaną kurtkę i ubrałem swoje trampki.
-ANDY!
Rozpaczliwy głos Nei dobiegał z kuchni. Przeczesałem jeszcze włosy i poprawiłem łańcuch przyczepiony do spodni. Kluczyki od samochodu miałem już w kurtce tak więc nie musiałem się o nie zamartwiać, jednak mimo wszystko postanowiłem odwiedzić jeszcze kuchnię. Czarna mgła pokryła już połowę blatów, które stały pod oknem. Nie powiem bawił mnie ten widok tak samo jak Patch, która przytulając swojego pingwina przebierała w powietrzu nogami,a gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się tylko jeszcze szerzej. Na moje szczęście pochłonięta obroną przed mazią druga dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy czmychnąłem z kuchni z resztą naleśników. Jak najszybciej dobiegłem do drzwi i zamknąłem je z głośnym trzaskiem, obwieszczając tym jednocześnie swoje wyjście. Przyjrzałem się ciągnącemu się po ziemi dymowi i natychmiast skierowałem wzrok w kierunku jego źródła.
Na masce mojego samochodu siedziała Kimiko z tym swoimi sarkastycznym uśmiechem na twarzy, którą miała skierowaną ku słońcu. Jej włosy jak zwykle rozpuszczone, przypominały płynną miedź. Na nogach miała wysokie koturny ozdobione ćwiekami. Do tego jeszcze czarne obcisłe jeansy i nie przylegającą do ciała bluzkę z dużym dekoltem. A nie powiem miała co eksponować. Na ramiona zarzuciła skórzaną kurteczkę, której chyba prawie w ogóle nie zdejmowała. Powoli odwróciła głowę w moją stronę zaszczycając mnie w końcu spojrzeniem, swoich niezwykłych oczu. Czarnego i w tak jasnym odcieniu błękitu, który zawsze kojarzył mi się z zimą. Czarna niczym noc, zimna niczym lód. To nawet do niej pasowało. Gdy tylko zauważyła że w ręce trzymam talerz z naleśnikami jej usta wygięły się w jeszcze większym uśmiechu.
- No wiesz co Andy. To brzydko zabierać ludziom śniadanie, ale z drugiej strony... Mógłbyś się chociaż podzielić.
- Najpieffff moszee zabiesz ten sfffuj dym z kchni?- Mówienie z pełnymi ustami nie zbyt mi szło, mimo wszystko dym wycofał się w stronę Kimiko i zniknął pod jej stopami, które właśnie dotknęły ziemi. Z wysoko uniesioną głową podeszła do mnie i wzięła jeden z naleśników.
-Ummmm jak zwykle pyszne, ale chyba nie masz zamiaru jeść ich przez całą drogę?
Spojrzałem na nią i zamrugałem kilka razy.
- Oczywiście że mam zamiar. Nie pozwolę się im zmarnować.
- To przynajmniej daj mi prowadzić.
- Nie ma mowy! Nie będziesz prowadzić mojej Impali!
Uniosła tylko brwi i skierowała się w kierunku przednich drzwi od strony pasażera.
- Cenisz ją bardziej niż kobietę.
Wzruszyłem tylko ramionami i mniej brudną ręką wyciągnąłem kluczyki. Po chwili oboje spokojnie siedzieliśmy w samochodzie, a pusty talerz wylądował na tylnym siedzeniu.
- Pochłaniasz więcej jedzenia niż mój pies.
- Kim, ty nawet nie masz psa.
- Czepiasz się szczegółów.
Odpaliłem samochód, a silnik głośno zawarczał. Zjechałem z podjazdu i wjechałem na drogę prowadzącą do miasta. Jechaliśmy chwilę w milczeniu. W pewnym momencie zauważyłem jak Kimiko patrzy na mnie wyczekująco.
- Co znowu?
Ona westchnęła i przewróciła tylko oczami.
- Może puściłbyś jakąś muzykę? Nie mam zamiaru spędzić z tobą całej drogi w ciszy. Gdzie masz płyty?
Ale zanim zdążyłem odpowiedzieć ona już wyrzucała pudełka po papierosach i opakowania po gumach ze schowka. Oczywiście wszystko lądowało na podłodze.
- KIM! Brudzisz mi w aucie.
- Ja ci brudzę w aucie?- Schyliła się i wyciągnęła pustą butelkę od piwa spod siedzenia z drwiącą miną.- Wierz mi, większego brudu zrobić się tu nie da.- I dalej grzebała w schowku.
W końcu nie wytrzymałem. Zacząłem się śmiać, ale ona spojrzała się na mnie z miną zabójcy.
- O co ci chodzi palancie?
- Płyty... płyty- Ze śmiechu nie mogłem mówić- Płyty.. są.. są pod twoim siedzeniem.
- CZEMU NIE POWIEDZIAŁEŚ MI WCZEŚNIEJ?!
- Bo nie dałaś mi odpowiedzieć..
Ale ona uderzyłam mnie tylko pięścią w ramie i schyliła się w poszukiwaniu płyt.
- Palant.
W końcu udało jej się znaleźć to czego szukała i włożyła płytę do radia. Po kilku sekundach auto wypełniło się mocnymi dźwiękami. Znaliśmy tę piosenkę na pamięć. Mogliśmy dokańczać za sobą zdania.
- Step right up ladies and gentleman...*
- ... come and see, things your won't believe...
- ...Some say they are aliens,..
- ..some say they are strangers,..
- ..some say they are not of this world,..
- ...We will not conform to the masses,..
- ...whether they scorn or whether they attack us,..
- ..Come one, come all, welcome to the freakshow!
I tak przez całą drogę jedną piosenkę za drugą. Póki nie skończyły się utwory na płycie i nie zaczęliśmy dojeżdżać do miasta. Już na samym początku można było zobaczyć jakie dziś "święto". Różowe lampki na drzewach, serduszka i aniołki w witrynach, wszędzie róż, serca i zakochane pary. Zaparkowałem na parkingu i wyciągnąłem kulczyki. Razem z Kimiko wysiedliśmy z auta. Ona wyglądała jakby miała zwymiotować i to za pewne nie przez moją jazdę samochodem.
- Na święte ognisko!* Nie dało się tu nawalić więcej różu?!
Ale nie widziała najgorszego. Podszedłem do niej i obróciłem ją w kierunku głównego placu. Gdy zobaczyła co tam stoi jej twarz przypominała, twarz człowieka palonego na stosie. Tuż przed nami stało wielkie, aż do bólu różowe, dmuchane serce. Można było robić sobie przy nim Walentynkowe zdjęcia, a wokół ustawione były ławki dla zakochanych par.
- Nie mów mi że musimy tam iść.
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
- My na szczęście idziemy w stronę przeciwną.
Popchnąłem ją do przodu i skierowałem w odpowiednią uliczkę. Boczne dróżki nie wyglądały podobnie do głównego placu. Były wyłożone szarą, starą kostką. Budynki były tu równie stare co ja czy Merope, ale to tylko dodawało im uroku. Wzdłuż drogi wciąż stały gazowe lampy, które trzeba było zapalać ręcznie. Szliśmy tak, w milczeniu. Ten widok był ładniejszy niż to co zostawiliśmy za sobą. A bynajmniej ja tak uważałem. Bo kto do jasnej cholery może wiedzieć o czym myśli Kimiko? Zerknąłem na nią, ale ona z kamienną twarzą szła przed siebie. W pewnym momencie stanąłem, a ona omal nie poszła dalej.
- To tu?- Spytała, podchodząc do mnie i wskazując na budynek przed nami. Nie był w tym samym kolorze co wszystkie dokoła. Miał delikatny brązowy odcień, a frontową i jedną z bocznych ścian zajmowały duże okna, ukazujące wnętrze.
- Tak to tu.- Skierowałem się do drzwi i znów na nią spojrzałem, nie mogłem zrozumieć o co jej chodzi- No co??
- To nie wygląda na ekskluzywną kawiarnię.
- A kto wspominał że idziemy do ekskluzywnej kawiarni? Ja mówiłem tylko że pójdziemy do mojej ulubionej kawiarenki.- Złapałem za klamkę.
- Ymm... A Abeyance? Ona wie gdzie to?
Zaśmiałem się pod nosem.
- Nie, nie wie, ale spokojnie nie będzie mieć problemu ze znalezieniem nas.
- Ummmm...   Powiedzmy że ci wierzę.
Otworzyłem drzwi i w końcu weszliśmy do środka. W powietrzu unosił się zapach palonej kawy i cynamonu. Przy prostych, brązowych stolikach pod oknami siedziało kilka osób. Kawiarenka może była mała, ale wydawała się o wiele większa w środku. Jedna z kelnerek podeszła do nas i uśmiechnęła się. Znałem ją już wcześniej. Jeszcze za nim upadłem. Rosy była jednym z aniołów stróżów najniższej klasy. Miała delikatne brązowawe włosy zaplecione w warkocz, złociste oczy i te zawsze zarumienione policzki. Jak zwykle była ubrana w jasną, wręcz białą sukienkę, a na nią nałożony miała fartuszek kelnerki. Czasem gdy się poruszyła mogłem zobaczyć ten lekki pobłysk złocistej aury wokół jej głowy. O to jak rozpoznaje się anioły.
- Witaj Hollywood. Ten stolik co zawsze?
- Hej Różyczko, chyba nie spodziewasz się że usiądę przy innym?
- Spokojnie możecie iść usiąść z tego co wiem to jest wolny. - Uśmiechnęła się raz jeszcze notując coś w notatniku i ruszyła do kolejnego klienta. A ja wskazałem Kimiko nasze miejsce. Ukryty stolik tuż za recepcją, w punkcie gdzie kończyło się boczne okno. Usiadłem na miękkiej kanapie i złożyłem ręce za głową, przymykając oczy. Kim usiadła po drugiej stronie, pukając pomalowanymi na czerwono paznokciami, o stół.
- I co teraz?
Uchyliłem oczy i zerknąłem na nią.
- Czekamy na Abey albo na Rose zależy która pojawi się pierwsza.
Znów przymknąłem powieki i spokojnie czekałem. Jednak niedługo dane mi było nacieszyć się błogim spokojem. Gdy tylko zamknąłem oczy, cisze przedarł głośny krzyk kruka. Spokojnie zwróciłem głowę w stronę drzwi, które pod wpływem silnego powiewu wiatru otworzyły się gwałtownie na oścież, a przez nie wleciał sprawca hałasu. Łopocząc skrzydłami wylądował na oparciu krzesła stojącego przy naszym stoliku, i zwrócił dziób ku nadal otwartym drzwiom, w których po chwili stanęła Abey rozglądająca się po pomieszczeniu z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wysoko unosząc rękę, pomachałem jej. Kimiko wychyliła się ze swojego miejsca na kanapie i zaintrygowana, przyglądała się nowo przybyłej. Uśmiechnęła się do nas i nadal zerkając na boki podeszła do stolika. Spojrzała z urazą na ptaka, który zdając się ją ignorować poprawiał sobie pióra.
-Yoru zająłeś mi miejsce.- Skrzyżowała ręce na piersi, stukając wyczekująco glanem o podłogę.
Ptak zaszczycił ją w końcu spojrzeniem swoich czarnych oczu, i mruknął coś po swojemu, na co stworzonko tylko przewróciło oczami i usiadło obok mnie.
-Wielki Hrabia ze zrujnowanego domku dla ptaków.-Mruknęła wysyłając mu wzrokowego bazyliszka.
Po chwili jednak jej humor diametralnie się zmienił, i znów uśmiechnęła się do naszej dwójki.
-Yoru zniszczył walentynki kilku osobą.- Zaśmiała się delikatnie, rozpinając swój płaszcz.
- I co trzeba mu dać krakersa?- Mimo że powiedziała to z sarkazmem, Kim uniosła kąciki ust w górę, ale pomiędzy jej brwiami i tak pojawiła się ta charakterystyczna zmarszczka, gdy ktoś się czymś martwi- My się chyba jeszcze nie znamy.- Wyciągnęła rękę nad stołem w przyjacielskim geście.- Jestem Kimiko Firebird, ale jako że jesteś znajomą Andy'ego możesz mówić po prostu Kim.
Yoru mruknął jakby obrażony na uwagę o krakersie. No tak, "wielki ptasi hrabia" to przecież nie byle jaka papużka, żeby go karmić krakersami.
Czarnowłosa uśmiechnęła się przyjacielsko do lisicy, lecz patrząc jej podejrzanie głęboko w oczy nie uścisnęła wyciągniętej dłoni.
-Abeyance, ale mów mi Abey.- Kruk machnął znacząco skrzydłami.- A to Yoru, mój przyjaciel.- Wskazała na siedzącego przy niej ptaka.- Miło mi cię poznać.- Kiwnęła jeszcze głową, nie odwracając od niej wzroku nawet na sekundę. Mimo to Kimiko nie dała nic po sobie poznać. Wycofała dłoń i wciąż z uśmiechem rozejrzała się, a potem spojrzała na mnie.
- Czy tu w ogóle dają jakieś menu?
- Oh Kimi nigdy nie byłaś cierpliwa.- Wyszczerzyłem zęby.
- Mówiłam ci. Żebyś. Nie. Mówił. Do. Mnie. Kimi.- Jeżeli byłaby zwierzęciem to w tej sytuacji już dawno by warczała.- Nie jestem dzieckiem żebyś mnie tak nazywał.
- Dla mnie każdy jest dzieciakiem- Pochyliłem się do przodu i mrugnąłem do Abey.
- A ty też chciałabyś się czegoś napić lub coś zjeść?
- Podziękuję, chyba że mają tu dobre lody czekoladowe.- Spojrzała na kruka.- I jeszcze szklanka wody.
- Wierz mi oni mają tu wszystko czego mogłabyś zapragnąć. Wyśmienity smak i to w okazjonalnej cenie- Uniosłem rękę do góry i pomachałem Rose. Na migi dała mi znać że przyjdzie za chwilę.
Abey zerknęła znów na Kimi, delikatnie podnosząc kąciki ust.
-Masz niezwykłe oczy.- Powiedziała przyglądając się im.
Zdziwiona lisica przyjrzała się czarnowłosej uważnie.
- Większość ludzi uważa je za dość przerażające- Kimiko złapała jeden z kosmyków włosów i zaczęła owijać go wokół palca. Zawsze tak robiła gdy się nad czymś zastanawiała.- Moja rodzina uważała że dzięki niem zdobędę niezwykłe albo przerażające talenty. Nie mylili się...
- Ludzie zawsze bali się tego, czego nie rozumieli- Spojrzała na mnie- I tego co uważali za fikcyjne.
- Ja tam nie sądzę, żebym był fikcyjny.-Uśmiechnąłem się i uszczypnąłem w ramię- Nie. Jestem zdecydowanie realistyczny. Kimi może pokazałabyś Abey jakąś sztuczkę?- Spojrzałem się znacząco na rudą. Zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy. Spod jej dłoni ułożonych na stole zaczęła wypływać czarna mgła. Czarnowłosa przyglądała się temu może nie zaskoczona, ale zaciekawiona. Śledziła wijące się po stoliku kłęby co chwila lekko się uśmiechając. Rudowłosa zerknęła na mnie i szybko przeniosła wzrok na swoją maź, która uniosła się w górę i zaczęła formować jakiś kształt. Po chwili na stole stała mglista kopia Yoru. Towarzyszący czarnowłosej ptak przekręcił lekko łeb patrząc na swoje ksero.
- Robi wrażenie.- Przyznała Abey biorąc kopię na dłoń- Ale to nie jedyna twoja umiejętność, prawda?- Dziewczyna po raz kolejny spojrzała Kim w oczy.
- Owszem. Mam kilka różnych talentów.
- I dwa wykorzystałaś już na mnie.- burknąłem z udawanym oburzeniem. W tym samym momencie przy stole zjawiła się Rose z trzema menu.
- Wybierzcie coś na spokojni, a ja za chwilę wrócę.- Powiedziała i znów zniknęła w kuchni.
Podniosłem jedną z kart i zacząłem ją przeglądać.
-Desery w tym lody są na trzeciej stronie.-Mruknąłem nie odwracając nawet wzroku od spisu napoi. Kątem oka obserwowałem jak widocznie zadowolona Abey, pokazuje kartę Yoru. Po chwili przyglądania się jej ptak mruknął coś jak zwykle, na co dziewczyna kiwnęła głową. Kim też zerkała do swojego menu. Przy stole pojawiła się jednak znów anielica, przerywając ciszę. W dłoni trzymała notatnik i długopis.
- Zdecydowaliście się już może na coś?
- Dla mnie kawałek tiramisu i mocna irlandzka kawa. Zero cukru i śmietanki.
- Myślę że ja poproszę o to co zwykle Różyczko.
- Czyli dla Andy'ego lody waniliowe zalane gorącą czekoladą z bitą śmietaną i kawałkami truskawek plus do tego kawałek jabłecznika. A dla ciebie?- Rose zwróciła się do czarnowłosej.
- Lody czekoladowe z kawałkami czekolady i kakaową polewą.- Oddała menu na co kruk zakrakał jej prosto do ucha- I kilka truskawek do tego- Skrzywiła się gdy ptak ponownie "krzyknął"- I szklankę wody...
Rozmasowała ucho, patrząc ukradkiem  z urazą na widocznie zadowolonego Yoru. Za to Rose nie czekając ani chwili zniknęła raz jeszcze w kuchni.
- Czy on mógłby być trochę ciszej?- Syknęła Kim patrząc na kruka.- Nie żeby mi przeszkadzał, ale ktoś zaraz go usłyszy.
-Spokojnie Kimi to kawiarnia dla takich jak my. No i ich przyjaciół.- Mrugnąłem do Abey- No chyba że o czymś nie wiem.
Ale dziewczyna przyłożyła tylko palec do ust.
- Niektóre tajemnice dłuuuuuugoo pozostają w ukryciu, przyjacielu- Oparła się dłonią o policzek i wzdychając bezradnie wlepiła wzrok w siedzącego na oparciu krzesła przyjaciela.-  I przepraszam za niego czasami jest strasznie kapryśny.
Dopiero po chwili milczenia, wymyśliłem co mogę jej odpowiedzieć. Chyba powoli wychodziłem z wprawy.
-Tajemnice, wszędzie tajemnice. No aleee...- Po chwili jednak spojrzałem na ptaka i uśmiechnąłem się.- Ktoś musi powybrzydzać prawda Yoru?
Z drugiego końca kanapy usłyszałem prychnięcie Kim. Mimo wszystko nie skierowała swoich słów do mnie.
- Nie daj się nabrać Abey. Andy to kobieciarz i będzie próbował cię zdobyć. Tak jak Curse, Merope, Neile... wszystkie uległy jego urokowi i źle skończyły. Każda z nich jest jego trofeum.- Potem ściszyła odrobinę głos.- Lepiej trzymaj się od niego z daleka. Dobrze ci radzę.- Ostatnie zdanie nie zabrzmiało dla mnie jednak jak przestroga. Raczej jak coś w rodzaju groźby. Czyżby Kim była zazdrosna?
Abeyance zamknęła jednak z uśmiechem oczy.
- Wiesz możesz być spokojna.- Zwróciła się do Kim otwierając je- Ja wiele widzę.- Mógłbym przysiąc że jej oczy na sekundę zabłysnęły czerwienią, a włosy całej naszej trójki poruszył delikatny wiatr , który wziął się kompletnie znikąd.
- Tak jesteś na prawdę bardzo spostrzegawcza. - Mruknęła lisica pod nosem, jednocześnie marszcząc czoło. Wokół jej palców znów zaczęła się formować czarna mgiełka, ale kto by się tym przejmował? Bardziej zajęty byłem tym że zaczęło mi burczeć w brzuchu, a nasze jedzenie wciąż nie dotarło. Mimo wszystko gdy tak słuchałem tej rozmowy zacząłem się zastanawiać nad jej sensem. Ruda nie bez powodu powiedziała to o trofeach. Mimo wszystko nie miałem jednak zamiaru ustawić Abey na tej samej półce. Co to to nie.
Moje rozmyślenia przerwał jednak ścisk żołądka. Chwilę potem jakby moje burczenie w brzuchu było umówionym znakiem. na stole zmaterializowało się nasze zamówienie.
- Na ma to jak pyszny deser w Walentynkowy dzień. I to jeszcze z takimi pięknymi dziewczynami, które mi towarzyszą.- Komplement powiedziany raz czy dwa nie powinien mi zaszkodzić. Będę chociaż udawać miłego. Ale oczywiście gdy próbuję moje wypowiedzi są ignorowane. Złapałem łyżkę i powoli zacząłem pożerać swój deser, za to Abey wzięła truskawkę z lodów i podsunęła Yoru pod dziób, by po chwili zacząć zajadać się czekoladą. Kruk od razu pochylił łepek w stronę owocu i małymi kęsami, jadł go, tak by nie zrobić krzywdy trzymającej go właścicielce. Ten widok był doprawdy nie zwykły. Chyba częściej powinienem zabierać ze sobą Mayo.
-Mają na prawdę dobrą czekoladę- Powiedziała czarnowłosa biorąc kolejną łyżkę czekoladowej bomby i podsuwając kolejną truskawkę Yoru. Ja sam wypiłem kolejny łyk  mieszaniny wanilii i kaka.
- Wszystko tu jest dobre. Czekolada, lody, każdą część deseru robią podobno osobno. Podobnoo.. Ale ja uważam że to i tak w większości anielskie sztuczki.
- Sztuczki czy nie i tak jest pyszne.-Stwierdziła, dalej się zajadając. W końcu jednak spojrzała na rudą, mieszającą swoim widelcem w tiramisu.- Męczy cię coś? Wyglądasz na zamyśloną.
Kimiko podniosła wzrok.
- Hmmmm... Zastanawiam się jak to z tobą jest. Towarzyszący ci kruk, rozumienie różnych rzeczy, widzenie więcej niż powinien widzieć zwykły człowiek. A to oznacza że nie jesteś człowiekiem.
Abey zatrzymała dłoń w której trzymała łyżeczkę i z uśmiechem przechyliła głowę w bok.
- No tak, jestem przecież wróżką.- Zaśmiała się jak gdyby nigdy nic spoglądając na mnie.
- Wciąż nie opowiedziałaś mi jak nią zostałaś.- Spojrzałem na nią wyczekująco, potem jednak spiorunowałem Kimiko wzrokiem, próbując jej tym samym dać znać żeby nie drążyła temu. Ale ona oczywiście musiała zrobić to co sama chciała. Zmrużyła wyzywająco oczy i wciąż na mnie patrząc powiedziała.
- No właśnie Abey. To musi być interesująca historia..
Za to Abeyance nadal się szczerząc przełknęła kolejną łyżkę lodów.
- A czy to w ogóle ważne?- Spytała unosząc brwi do góry- Ważne jest tylko to że nią jestem!- Widząc jednak wyczekującą minę Kimi westchnęła- Tak się pojawiłam- Stwierdziła wzruszając ramionami.
- Lubię interesujące historie, ale pominięcie tej chyba jakoś zniosę.- Stwierdziła ruda przechylając głowę niczym pies. Złapała swój widelec i nie odwracając wzroku od czarnowłosej, zaczęła powolutku jeść swoje tiramisu. Mój pokal nie był niestety bez dna, a to oznaczało również że i deser się w nim znajdujący kiedyś się kończył.
- Pójdę zapalić.
Kim podniosła się szybko.
- Pójdę z tobą. Abey nie masz chyba nic przeciwko by poczekać?
- Ależ skąd- Dziewczyna machnęła ręką, wciąż się uśmiechając.
Kimiko złapała mnie za rękę i dpokojny, ale szybkim krokiem wyciągnęła mnie na zewnątrz. Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek popchnęła mnie w miejscu gdzie ściany kawiarni się stykały. Metr od tego miejsca kończyły się oka, tak więc nie można było nic tutaj zobaczyć z żadnej strony.
- Andy. ONA nie jest normalna.
- I co z tego? My też nie.
Kimiko zamilkła i wściekła zacisnęła pięści. Staliśmy tak przez chwilę.
- Andy... Ja nie mówię tak, bez powodu. Ja.. ja nie widzę jej daty.
Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem papierosa z ust.
- Nie widzisz daty jej śmierci?
Pokiwała głową.
- Twojej też nie., ale czasem widzę przebłyski. Wciąż zmieniające się liczby, jakby twoja data wciąż nie była ustalona.
- Dobrze wiedzieć... - Mruknąłem pod nosem, ale ona kompletnie to zignorowała.
- Ale ona..- Wskazała na miejsce gdzie stał nasz stolik- ONA jej po prostu nie ma. To tak jakby była martwa.
Spaliłem papierosa do końca. Rzuciłem tlący się kawałek na ziemię i zmiażdżyłem butem.
- I to cię tak denerwuje?
- Oczywiście. To wkurwiające, Jakbym patrzała na pieprzonego umarlaka!- Jej głos był już podobny do krzyku, a jej "zimne" oko pociemniało.- Ty nic nie czujesz, jak jesteś obok? Oczywiście oprócz chęci zaspokojenia siebie samego.
Wzruszyłem ramionami.
- Ja tam nic dziwnego przy niej nie czuję. Może jest po prostu bardziej niezwykła niż mi się wydawało.
- Czyli nie masz zamiaru tego wyjaśnić?
- Nie. Jeśli będzie chciała to sama powie.
Kim już nie odpowiedziała. Skierowała się tylko spokojnym krokiem z powrotem do środka kawiarenki, a ja podążyłem za nią. Stanąłem przy stoliku i uśmiechnąłem się do Abey.
- Skończyłaś już jeść?
- Tak- Pogładziła kruka po głowie- Yoru też
Zerknąłem na Kim, ona nie interesowała się już tym co miała na talerzu, dopiła jedynie kawę i patrzała na nas wyczekująco.
- Więc chyba możemy iść się gdzieś przejść.- Spojrzałem na ptaka- Może będziesz miał okazję poniszczyć Walentynki jeszcze kilku osobom.
-Przebił ten wielki balon w kształcie serca na mieście- Czarnowłosa wstała i ubrała płaszcz.- Spadł na kilkanaście par- Zaśmiała się, pozwalając krukowi wylądować na swoim ramieniu. Kimiko za to podeszła do mnie i objęła mnie w pasie wkładając jednocześnie dłoń do przedniej kieszeni moich spodni. Jej paznokcie boleśnie wbijały mi się w udo. Jedną ręką objąłem ją i przyciągnąłem mocniej do siebie. Co dziwne ruda nawet nie zareagowała na to co powiedziała Abey. To było do niej nie podobne.
Wolną ręką wyciągnąłem z pokala kawałek truskawki, który jakimś cudem się prze mną uchował. Podsunąłem go Yoru.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty. Zawsze chciałem pozbyć się jakoś tego okropnego serca.
Kruk z chęcią chwycił truskawkę w dziób i pomagając sobie pazurami zaczął jeść. Abey za to przymrużyła oczy w skupieniu, wciąż patrząc na rudą delikatnym ruchem dotknęła jej policzka.
- Ubrudziłaś się.- Poinformowała widzą zdziwioną minę dziewczyny.
- Dziękuję.- Głos Kimiko był podobny do warknięcia.
"Upss sytuacja wymyka się spod kontroli". Zacisnąłem mocniej dłoń na ramieniu  rudej, a ona zerknęła na mnie i szybko odwróciła wzrok.
-  To co idziemy?- Kim uśmiechnęła się sztucznie.
- Jasne- Abey klasnęła radośnie w dłonie i pierwsza wyszła z kawiarni, żywo rozmawiając z ptakiem na swoim ramieniu. My również ruszyliśmy do wyjścia i po chwili staliśmy już na zewnątrz. Jakimś niezwykłym sposobem słońce wyszło zza chmur. Spokojnym krokiem skierowałem się na główny plac. Musiałem zobaczyć ten wielki przebity balon. A nie sądzę żeby go jeszcze posprzątali. Za to Yoru rozpostarł skrzydła i wzbił się wysoko ponad naszymi głowami, jednak nie oddalając się daleko.
Wyciągnąłem okulary z kieszeni. Powoli zaczynał słabnąć mi wzrok, przez te głupie promienie słoneczne. Na szczęście po chwili do nowej części miasta. A tu drzewa rzucały cień. Tak jak się spodziewałem serce nie zostało jeszcze uprzątnięte, a kilku strażaków wyciągało zakochane pary spod ciężkiej gumy. Zaśmiałem się głośno.
- Yoru zasługuje na całą miskę truskawek. Kimi co ty na to żeby trochę utrudnić im pracę?
Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek, a jasnoniebieskie oko zaczęło nabierać czarnej barwy. Mgła wypłynęła spod jej nóg i szybko niczym bicz, zwaliła strażaków z nóg, potem równie szybko przecięła liny podtrzymujące wielki balon i zwaliła go z powrotem na głowy. Abey wybuchnęła cichym śmiechem, a przynajmniej miałem wrażenie że starała się by był cichy. Po chwili uspokoiła się nieco. W tym samym momencie spojrzała na biegnącego z pomocą młodego strażaka, który również miał tego dnia pecha. Akurat gdy przebiegał obok z małego straganu, sturlały się jabłka o które się poślizgnął i padł jak długi.
-Upsss..._ Szepnęła pod nosem z udawaną skruchą, a ja nie mogąc się powstrzymać zacząłem się śmiać. Chcąc nie chcąc i tak niszczyliśmy ludziom Walentynki. Zerknąłem na Kim. Ona jako jedyna się nie śmiała, a po chwili wiedziałem już dlaczego. W naszą stronę, szybkim krokiem, szedł Damon Black z widocznym zamiarem zabójstwa. Pominąłem już nawet małego kolesia obok, który truchtał tuż obok.
- Spadamy!- Krzyknąłem głośno i pociągnąłem za sobą Kim i Abey, a tu muszę dodać że ta druga miała wyjątkowo zimną dłoń. Może Kim na prawdę ma rację i znalazłem sobie umarlaka do kolekcji? Zaśmiałem się pod nosem. Biegłem najszybciej jak mogłem byleby tylko uniknąć,
nie miłego spotkania z Demonem. szanowałem go, ale niestety to za mało żeby go polubić. Mógłbym biec tak w nieskończoność nie przeszkadzało mi to, ale głośne oddechy dziewczyny dały mi znać że czas się gdzieś ukryć. Skierowałem się w stronę starych bloków i wbiegłem do jednej z klatek. Szybkim ruchem zamknąłem za sobą drzwi i pociągnąłem moje towarzyszki na ziemię. Co jak co, ale nie chciałem by skurczybyk znalazł mnie tylko dlatego że te drzwi mają w sobie małe okienko. Czekaliśmy tak chwilę...aż Abey jakby nigdy nic wstała z ziemi i zaczęła otrzepywać płaszcz, z brudu.
-Zwario...- Zacząłem, ale ona położyła mi palec na wargach.
-Jest już daleko.- Oznajmiła, choć przecież nie mogła tego wiedzieć. Otrzepała resztę brudów z czarnego materiału, po chwili grzebania po kieszeniach wyciągnęła paczkę papierosów, i odpaliła jednego. Westchnąłem chyba musiałem jej zaufać. Podniosłem się z ziemi i też otrzepałem ciuchy. Przez palącą Abey, moje ciało również zaczęło domagać się nikotyny. Dwa papierosy wylądowały w moich ustach. Po chwili usłyszałem kaszel Kimiko. Ona jako jedyna nie wstała z ziemi.
-Nie wiem czy wiecie, ale palenie szkodzi zdrowiu.
- I co z tego?- Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę by pomóc jej wstać. Gdy stanęła na równe na nogi, tak jak i my, zaczęła czyścić ciuchy z kurzu. -Yoru się nie pokoi.- Mruknęła Abey pod nosem jakby zamyślona i wyszła na zewnątrz wypatrując kruka na niebie.-Spokojnie.- Dodała ciszej niż wcześniej wyciągając dłoń ku górze, by mógł na niej usiąść.
Znów bez jakiegokolwiek sensu zawiał chłodny wiatr, niby nic ale były to tylko krótkie podmuchy i zdawały się dotykać jedynie osób stojących w pobliżu czarnowłosej. W końcu odwróciłem wzrok od Abey. Dopiero teraz zauważyłem, że  Kimi opatuliła się swoją kurteczką, chwytając ostatki ciepła, zabierane przez dziwny wiatr. Co jak co, ale nie przepadała za zimnem.
- Andy mógłbyś mi może dać swoją zapalniczkę?
- Jasne.
Wyciągnąłem srebrne urządzonko z kieszeni i rzuciłem jej. Złapała ją i zapaliła. A potem spokojnie jak gdyby nigdy nic złapała płomyk i dosłownie wtarła go sobie w ręce. Potem spokojnym ruchem oddała mi moją własność.
- Teraz mi cieplej.
Kim rozejrzała się. Jeżeli znów mamy przeżyć taką przygodę, to ja za powrót do miasta podziękuję. Pokiwałem głową. Sam za cholerę nie chciałem powtórki z "rozrywki", dobrze wiedząc że kolejnym razem może skończyć się to gorzej. Wzruszyłem więc ramionami, rozglądając się dookoła.
-Trochę chłodno.- Stwierdziła inteligentnie Abey gładząc Yoru po głowie.- Jeśli nie macie ochoty tam wracać to zapraszam do mnie.- Zwróciła się do nas z uniesionymi brwiami.- Na kawę,herbatę.- Spojrzała na mnie z uśmiechem.- Piwo. Zapraszam.
- Kimi co ty na to?- Powiedziałem nawet z większym entuzjazmem niż miałem zamiar, ale zerknąłem na dziewczynę. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się że wygląda co raz gorzej. Chyba towarzystwo umarlaka, niezbyt jej służyło.
- Jasne możemy iść.
Rozchyliłem swoją kurtkę, a Kimiko szybkim ruchem schowała się pod moim prawym ramieniem mocno się przytulając i chłonąc moje ciepło. Nie wcale nie w przenośni. Ona na prawdę miała taką umiejętność.
- Prowadź Abeynace.
Abey kiwnęła głową i ruszyła do przodu kierując nas na las. Widać, że jej się nie spieszyło. Spokojnie stawiała krok za krokiem łamiąc małe gałązki porozrzucane po trawie.
-Mieszkasz w lesie ?- Spytałem żartobliwie.
-W pobliżu.-Odpowiedziała nie odwracając się nawet.
Rzeczywiście, w końcu doszliśmy do sporego domu, Był pomalowany na jasnoszary kolor, albo po prostu był taki ze starości. Wokół roztacza się słodki zapach róż, rosnących dosłownie wszędzie dookoła, i dość wnerwiający kruczy trel. Tak było ich sporo. Siedziały na suchych gałęziach nadal martwych drzew i chyba nie były zbyt zadowolone z naszej wizyty.
- Fajne miejsce sobie wybrałaś. Przynajmniej do ciebie pasuje.- Kimiko uchyliła oczy, a ja uświadomiłem sobie że cała drogę miała je zamknięte. Z nieznanej mi strony zawiał wiatr. Kim zacisnęła mocniej zęby.
- Możemy wejść już do środka? Strasznie tu zimno.
Abey otworzyła przed nami o dziwo nie zamknięte na klucz drzwi i gestem dłoni zaprosiła nas do środka. Od razu po wejściu zrobiło się ciepło. Temperatura między wnętrzem a dworem była wręcz drastyczna.
-Rozgośćcie się.- Właścicielka domu zdjęła swój płaszcz i powiesiła go na wieszaku, po czym z Yoru na ramieniu ruszyła do kuchni.
-YUKI WRÓCILIŚMY !-Krzyknęła niewiarygodnie głośno, a moje czułe uszy zdołały wychwycić delikatne, stukanie kocimi pazurami o podłogę.
Wzruszyłem ramionami i powoli przemierzając sporych rozmiarów salon rozglądałem się dookoła.
Ciekawy wystrój. Szare ściany obwieszone obrazami, chyba nawet rodzinnymi. Duży kominek w, którym wesoło tańczył ogień, a na nim fiolki, z dziwnie jarzącymi się, żywo kolorowymi płynami.Gdzieniegdzie na wpół wypalone białe, i czarne świece. Ciemne wyglądające na antyki meble, półki i małe stoliki, na których stały wazony z różami, bogato zdobione puzderka, i...czaszka.
Jednak nie przykuło to mojej uwagi na długo. Tym co przyciągało wzrok, był wielki obraz powieszony nad kominkiem. Był największy ze wszystkich, przedstawiał samą Abeyance z Yoru na lewym ramieniu, i białą kotką na kolanach. Kot miał dziwne oczy, tęczówki były złote, a białka miały czarny kolor. Dziwne, ma tu tyle cennych rzeczy i nie zamyka drzwi ? Nie sądzę żeby ktokolwiek zechciał zapuścić się w te okolice, ale mimo to nawet ja wiem, że lepiej przekręcić klucz w zamku.
- Podoba mi się tu.- Przemierzyłem odległość od drzwi do kominka i zacząłem oglądać czaszkę. Ne potrafiłem stwierdzić czy jest sztuczna czy prawdziwa. Za to Kimiko nawet nie rozejrzała się wokół. Szybkim krokiem podeszła do ognia i przysiadła tuż przy nim wyciągając ręce.
- Przynajmniej tu jest ciepło.- Powiedziała z przekąsem.
- Już wiem co mógłbym dać ci w prezencie...- Mruknąłem przyglądając się jednemu z bogato zdobionych pudełeczek- Lubisz może pozytywki?
Abey weszła do pokoju z Yoru na lewym ramieniu, i białą kotką siedzącą na prawym. W rękach trzymała moje ulubione piwo, kakao, i co odrobinę zbiło mnie z tropu ulubioną kawę Kimi.
-Uwielbiam. Mam ich całą kolekcję.- Postawiła wszystko na stoliku, i usiadła na jednej z kanap.
Wzięła kubek z kakaem do rąk jakby chciała je ogrzać, i dmuchając chwilę wzięła mały łyk.
Kotka za to obserwowała bacznie to mnie, to rudą jakby się nad czymś zastanawiała. Jej oczy były naprawdę ciekawe i przykuwały wzrok, a gdy przechylała głowę naszyjnik ze śnieżką na jej szyi, wydawał cichy brzdęk podczas obijania o meble. Dopiero teraz zauważyłem, że Yoru również ma naszyjnik jednak z księżycem w fazie rogala.
- Byłabyś może zainteresowana kolejną?- Wziąłem piwo i upiłem łyk- Mam jedną w dom... u Neili co prawda muszę poprawić jeszcze ustawienie kilku zębatek, bo gdy gra odrobinę się zacina, ale nie powinno zająć mi to długo.
Zamiast usiąść na kanapie, przysiadłem obok Kimiko tuż przy kominku. Ogień dawał nikłe ciepło, jako że lisica zabrała prawie całe dla siebie, ale nie przeszkadzało mi to. Na ziemi siedziało mi się wygodniej. Obserwowałem kotkę, gdy ona przekrzywiała głowę ja robiłem to samo. Kimiko za to przyglądała się nam, trzymając już swoją kawę między dłońmi, na kolanach. Kotka wyraźnie zirytowana moim małpowaniem uderzyła łapą w kanapę i przymrużyła oczy.
-Pewnie że tak.- Uśmiechnęła się zachwycona.- Pozytywek nigdy dość, pomagają zasnąć.
Spojrzała jednak na kotkę, i szybkim ruchem zgarnęła ją na kolana.
-Yuki uspokój się to nasi goście.- Kotka miauknęła w odpowiedzi.- Tak wiem że rzadko ich mamy, ale zachowuj się.- Skarciła ją spojrzeniem na co jedynie prychnęła obrażona.
-Może jeszcze trochę nagrzać ? Jeśli jest nadal zimno to powiedzcie.- Zwracała się tu bardziej do Kimiko niż do mnie.
- To wysłać pozytywkę pocztą czy Yoru poudaje gołębia?- Uśmiechnąłem się do białej kotki- Spokojnie ślicznotko, nie musisz się na mnie złościć. .
Ptak na moją uwagę krzyknął głośno i wzbił się w powietrze.
-O-oł.- Szepnęła Abey patrząc na niego.
Kruk zmienił się w bezkształtną czarną masę, która zaczęła się formować w człowieka. Po kilku sekundach stał przed nami wysoki chłopak, o czarnych półdługich włosach i bladej prawie białej skórze. Jego ciało pokryte było licznymi bliznami, a białe oczy wpatrywały się we mnie z nieukrywaną wściekłością.
-Yoru.- Szepnęła Abey, ale on to jawnie zignorował.
-Czy ja ci koleś wyglądam na byle gołębia pocztowego ?!-Warknął na mnie krzyżując ręce na piersi.
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Wiedziałem, ale mimo to dość długo zajęło mi odgadnięcie jak sprowokować kruka do przemiany. Zlustrowałem chłopaka od stóp do głów, a potem spojrzałem na Abey.
- No wiesz co, jak mogłaś tak długo to ukrywać?- Mrugnąłem do niej i oparłem się z nonszalancją o ściankę kominka, chcąc odpowiedzieć na pytanie kruczego chłopca.- Nie sądzisz że na początku do gołębia jednak byłeś podobny? Zresztą nie jestem dość dobry w odróżnianiu gatunków ptaków.
- Andy- Kimiko spojrzała na mnie z wahaniem, ale ja ją zignorowałem.
- Już jak się poznaliśmy zacząłem na tym myśleć. Nie mogłaś być zwyczajna, ani nic wokół ciebie. Dzisiejszy "wypad" miał mnie w tym tylko utwierdzić. Jak widać udało się.- Spojrzałem jeszcze raz Yoru, a potem przeniosłem wzrok z powrotem na Abey.- Mogłaś zaoszczędzić mi robienia sobie wrogów.
-Ostrzegam, że nie tylko w kruka mogę się zmienić.- Yoru znów warknął, zaciskając dłonie w pięści.
Abey starała się zachowywać spokój patrząc na mnie, jednak po chwili i tak się uśmiechnęła.
-Myślałam, że uda mi się to dłużej ukrywać.- Przyznała wypuszczając w końcu kotkę ze swojego uchwytu.
-Wydałeś nas idioto.- Syknęła zmieniając się w białą mgłę, a następnie formując w ludzką dziewczynę.
Jej oczy, ani kolor włosów się nie zmieniły. Miała białe włosy sięgające do mniej więcej połowy pleców, skórę jak i u chłopaka- śnieżnobiałą, a oczy złote z czarnymi białkami.Była jak kompletne przeciwieństwo Yoru, on był jak ciemna strona. Ubrany w czarny trochę za duży sweter, tego samego koloru spodnie, i trampki. Z naszyjnikiem trzymającym rogalowaty księżyc.
Yuki jako jasna strona, miała identyczny przyduży sweter, jednak biały, jak i reszta ubrania, a jej szyję zdobił naszyjnik z śnieżynką.
-Jesteś tak tępym dupkiem, że nie umiesz zapanować nad nerwami ?- Syknęła znów wściekle patrząc na Yoru.
On za to warknął odwracając ode mnie wzrok, a skupiając się na niej.
-Ty też jakoś nie zachowywałaś się jak zwykły kot, skończona kretynko !- Wyglądali jakby mieli się zaraz na siebie rzucić.
Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek Kimiko zerwała się na równe nogi, a jej kubek z kawą rozbił się na małe kawałeczki. Jej oczy zrobiły się czarne. Nie można już było odróżnić tęczówki od białka. Przy jej dłoniach i stopach pojawiły się czarne macki. Spojrzała na mnie, a ja tylko pokiwałem głową. Zamknąłem oczy. Koturny rudej uderzyły kilka razy o posadzkę i usłyszałem zatrzaskujące się drzwi. Westchnąłem uchylając powieki. Trójka pozostałych w pokoju osób patrzała się na mnie dziwnie, a Yin i Yang (wydaje mi się, że to dobre określenie na tę dwójkę) wciąż byli na siebie wściekli. Podniosłem z się z ziemi i zaskoczeniem zauważyłem, że mimo wszystko i tak jestem najwyższy w pokoju.
- Wiesz nie tylko ty potrafisz się zmieniać w rożne rzeczy... - Warknąłem na  tyle głośno by było słychać warkot wydobywający się z mojej krtani. Wyszczerzyłem zęby.- Więc radze ci uważać.. dzieciaku.- Włożyłem dłonie do tylnych kieszeni jeansów.- Przepraszam za Kimi, zbyt łatwo traci emocjonalną równowagę, a nie chciała zniszczyć wam domu- Zachichotałem pod nosem, co zabrzmiało raczej jak pojedyncze krótkie szczeki.
Stworzonko machnęło lekceważąco ręką na niewielkie zniszczenia.
-Ten dom przeżył niejeden kataklizm.- Westchnęła ciężko patrząc wymownie na warczącą dwójkę.
Śnieżynka jednak nagle zaczęła się śmiać, pokazując palcem na kruczego chłopca.
- Dz-dzieciaku !- Powiedziała ledwie dalej się śmiejąc.
Yoru aż poczerwieniał ze złości, a lekki podmuch wiatru odgarnął grzywkę, która do tej pory przykrywała mu lewe oko. Było całe czarne z jedynie małą, białą plamką, mniej więcej rozmiarów źrenicy, i przecinały je trzy długie blizny jak po pazurach. Biedaczyna chciał mnie zastraszyć niezwykłą blizną?
- Radzę ci mnie nie denerwować.- Wysyczał w moją stronę przez zaciśnięte zęby.
No i się doigrał. Szybkim ruchem uderzyłem go pięścią w nos, a drugą złapałem za sweter żeby nie upadł. Potem popchnąłem go na kanapę tuż obok siedzącej czarnowłosej. Nie powiem wyglądał na trochę zdziwionego. Za to Yuki zaczęła śmiać się jeszcze głośniej.
- Musisz na siebie bardziej uważać. Jeśli nie powstrzymasz swojego temperamentu możesz wywołać nie jeden kataklizm.
Widać niezbyt się tym przejął, wręcz przeciwnie uśmiechnął się podstępnie i zmienił swoją formę we mnie.
-No co ty nie powiesz ?- Jego głos przemówił przez moje usta, a raczej mojej nędznej kopii. Ponieważ nieważne jak bardzo by chcieli, oczy nigdy się nie zmieniają. Pozostają one takie same.
- Ummm... Nieźle, czekaj to tak właśnie wygląda mój tyłek? To ja już się nie dziwię, że kobiety się za mną oglądają.- Spojrzałem na swoją kopię z uśmiechem- Przynajmniej wybrałeś sobie dobry przykład do naśladowania, ale musisz jeszcze popracować na pozą, bo mimo wszystko to mnie nie przypominasz.- Przeniosłem wzrok na Abey- Ukrywasz tu taki talent i mi nie powiedziałaś? Mógłbym go wykorzystać do wykonywania prac domowych.
Kopia zacisnęła zęby i zmieniła się na powrót w siebie. Oooo mały dzieciak dostał w piętę?
-Nic ci nie jest ?!- Zmartwiona Abey podeszła do niego by zetrzeć cienką stróżkę krwi z twarzy.
Robiła to bardzo ostrożnie, jakby bała się zrobić mu jeszcze większą krzywdę.
-Nie boli.- Skrzywił się nieznacznie.
Rzuciło mi się w oczy, że czarna ma grzywkę po tej samej stronie co Yoru, i również zakrywa całej jej oko. Spokojnym krokiem ignorując krwawiące biedaczysko i białą złośnicę, podszedłem do Abey i szybko odsunąłem grzywkę z jej twarzy. Miała taką samą bliznę jak kruczy chłopiec.
- Czy powinienem pytać, czy może jednak powiesz mi sama?- Westchnąłem puszczając jej włosy- Zresztą to pewnie i tak nie moja sprawa.
Poprawiłem kurtkę, dopiero teraz zauważyłem że krwawi mi jedna z kostek tuż nad wskazującym palcem. Złapałem dolną część bluzki i zacisnąłem na rance.Stworzonko jednak mocno chwyciło moją dłoń, swoimi lodowatymi łapkami, i po delikatnym starciu krwi spojrzała na Yuki.
-Nie.-Odpowiedziała złotooka krzyżując ręce na piersi.
-Yuyu.- Nie spuszczając z niej wzroku podsunęła jej moją dłoń.- Ja cię o to proszę.
Na te słowa wredota przewróciła oczyma i mocno przycisnęła palec do ranki. Przybliżyła ją do ust i chuchnęła na nią niemal kującym z zimna oddechem.
-Już.- Syknęła obrażona puszczając moją rękę. Po rance nie było śladu.
Co raz ciekawiej. Ten dom skrywa jeszcze jakieś tajemnice? Dziewczyna odgarnęła swoją grzywkę za ucho, patrząc na mnie uważnie.
-W pewnym sensie zrobił to Yoru i w pewnym sensie nie była to absolutna wina nikogo.- Potem zmarszczyła brwi.- A Kimiko nie powinna się tak denerwować mimo że nie widzi mojej daty, to akurat w moim przypadku nie jest niczym dziwnym. Ja żyję, tylko nie tak jak inni.
W tym momencie zacząłem czuć buzujące we mnie ciepło. Musiałem się uspokoić. Wziąłem głęboki oddech i upiłem łyk wciąż trzymanego w ręce piwa.
- Ile wiesz o Kimi? O innych? Ile wiesz o mnie?- Spojrzałem na Ying i Yang- Ile wiecie, chyba raczej powinienem spytać.
Cała trójka uśmiechnęła się pod nosami.
-Wiemy bardzo dużo.- Odpowiedziała w po chwili czarna, siadając na kanapie.
W tej samej chwili dzieciak zmienił się w kruka i usiadł jej na ramieniu, a śnieżynka w kota i wskoczyła na kolana.
-Usiądź i pytaj o co chcesz.- Gestem dłoni wskazała mi fotel, naprzeciwko niej.
- Każde pytanie rodzi jeszcze więcej pytań...- Mruknąłem pod nosem. Spojrzałem na siedzące spokojnie stworzonko. Jej widok wokół tego wszystkiego. Zbyt przypominała mi Curse. Poczułem jak wściekłość rośnie we mnie jeszcze bardziej. Miałem ochotę coś rozwalić. I to było by najlepszym pomysłem. Rozwalić cały ten dom i wyjść nie oglądając się za siebie. Każdy mądry by tak zrobił. Najwidoczniej ja muszę być idiotą. Próbując nie wybuchnąć usiadłem na fotelu.
- Zadam najprostsze pytanie z możliwych.- Zamknąłem oczy i zacząłem bawić się zawieszonym na nadgarstku różańcem.- Kim jesteście?
-Yuki i Yoru To moi zmyśleni przyjaciele.- Odpowiedziała jakby była to najnormalniejsza sprawa na świecie. Jakby to było równie ważne co wyjście rano po świeże bułki.
- To nie do końca to co chciałem wiedzieć...- Burknąłem.- Chcesz żebym pytał, a nie udzielasz odpowiedzi. To błądzenie bez celu, nie sądzisz?
-Spytałeś kim jesteśmy. Odpowiedziałam ci więc.- Spokojnie patrzała mi w oczy, głaszcząc jednocześnie kotkę.- Zadaj mi pytanie, a dam ci prostą odpowiedź. Nie jestem wyrocznią, by w odpowiedzi dawać ci zagadki.
Już miałem odpowiedzieć, gdy usłyszałem krzyki kruków na podwórku, a po chwili musiałem złapać się za boleśnie bolącą skroń. Zmrużyłem mocno oczy.
"Andy co się dzieje?"
Głos Kimiko w mojej głowie. Świetnie jeszcze ona musiała się wtrącić.
"Nic mi nie jest. Tylko rozmawiamy. Nie wiem ile to zajmie. Idź może się gdzieś przejść"
"Jasne jakbym mogła cię samego zostawić"
Odchyliłem powieki. Dziewczyna, kruk i kot, wpatrywali się we mnie wyczekująco.
- Kimiko się niecierpliwi....- Mruknąłem wciąż bawiąc się krzyżykiem- Ale ty mimo wszystko udzieliłaś, złej odpowiedzi na złe pytanie. Spytam więc inaczej. Skąd pochodzicie? Skąd jesteście?- Ehhh czemu akurat teraz musiało zabraknąć mi słów?- I dlaczego jesteście właśnie tu?
Abey kiwnęła głową i spojrzała na obrazy.
-Jesteśmy stąd. Z tej planety, z tego kraju, tego miasta, i tego domu. Mieszkaliśmy tu od urodzenia, to moja rodzina się wyniosła.- Westchnęła ciężko.- Byliśmy bogatą rodziną, mogliśmy się przeprowadzić od tak.- Pstryknęła palcami.- Ale ja tu zostałam, a razem ze mną ta dwójka.- Wskazała na swoich pupili.
- To wiele wyjaśnia.- Zacisnąłem dłoń na krzyżyku- Ile wiecie o mnie? O Kimi? O nas wszystkich- Czułem się tak jakby to pytanie wywiercało mi dziurę w głowie. Musiałem je zadać. Ile o mnie wiedzą? Czy wiedzą o mnie wszystko?
-Myślę, że idealną odpowiedzią, a raczej taką, którą chciałbyś usłyszeć byłoby nic.- Pochyliła się nieco w moją stronę.- Ale wiem dużo, nawet więcej niż chciałabym wiedzieć. Co nie znaczy, że chcę to w jakiś sposób wykorzystać przeciwko tobie czy Kimiko. Nie mam tego w zwyczaju działania. Wolę udawać, że nie wiem nic.
Też przysunąłem się w jej stronę.
- Mylisz się. To odpowiedź, którą wolałbym usłyszeć, ale wciąż wolałbym znać prawdę.- Wypuściłem głośno powietrze- Muszę zapalić.- Wyciągnąłem papierosa i podpaliłem go, szybko przekładając go do ust.- Zwyczaje działania, wykorzystywanie rzeczy przeciwko innym....- Nie wiedziałem co myśleć o tym wszystkim. Spodziewałem się czegoś takiego, ale teraz nie wiedziałem jakie pytania zadać.
Ona również odpaliła jednego ze spokojem wymalowanym na twarzy.
-Nie boisz się, ale też nie masz w sobie tyle odwagi co zwykle- Stwierdziła wypuszczając dym z ust.- Martwisz się, że mogę wiedzieć o Curse ?
Moja ręka sama zacisnęła się ręcznie robionym różańcu, a zęby przegryzły dolną wargę aż do krwi.
- Nie. Wspominaj. O. Niej.- Prawie wysyczałem te słowa.
Yin i Yang syknęli ostrzegawczo, ale Abey nie wyglądała na ani trochę wystraszoną.
-Wybacz.- Powiedziała nie odrywając ode mnie wzroku.- Widzę tyle, ile chcą mi pokazać twoje oczy. Nic więcej.
-Ile chcą ci pokazać moje oczy?- Nie rozumiałem. Byłem cholernym aniołem i nie umiałem zrozumieć "zjawiska", które siedziało przed mną- Temat Przeklętej jest dla mnie drażliwym tematem...-Prychnąłem- Ale o tym też pewnie wiesz..
-Wiem, bo mi już o tym dawno powiedziałeś.- Odpowiedziała gestem wyganiając przyjaciół z pokoju. Mimo, że nie byli z tego ani trochę zadowoleni, wyszli.
- To na szczęście nie był żaden sekret. Wszyscy o niej wiedzą.- Mruknąłem odwracając wzrok- Skąd wiesz to wszystko?
-Bo mi o tym mówisz. Nieświadomie, ale mówisz.- Położyła delikatnie dłoń na moim ramieniu.- Sam nie wiesz kiedy.
Spojrzałem jej w oczy. Chciałem strącić jej rękę, ale nie potrafiłem, więc zamarłem w tej pozycji.
- Fakty o mnie.. To zrozumiałe sam mogłem ci je powiedzieć przypadkowo lub z premedytacją, ale fakty o Kimiko? Znam ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, o jakich faktach z jej życia nie wspominać. Zresztą dlaczego niby nie miałabyś tego wszystkiego wykorzystać? Czemu nie miałabyś tego w jakiś sposób obrócić przeciwko nam?
-Źle mnie zrozumiałeś.- Pokręciła delikatnie głową.- Mówisz mi to, ale nie używając słów. Tak samo jak Kimiko. Ja widzę to co chcesz powiedzieć, ale nie mówisz.
- To się robi co raz dziwniejsze...- W tej chwili uświadomiłem sobie że powiedziałem to na głos- Mogłabyś mi to wytłumaczyć? Tak bym w końcu zrozumiał? Wciąż jesteś dla mnie zagadką..- Była tak blisko mnie. Czułem wręcz zapach jej waniliowych perfum.
- Spójrz mi w oczy i powiedz co w nich widzisz.- Wlepiła we mnie swoje spojrzenie, a ja zrobiłem to ci mi kazała. Zajrzałem jej w oczy, próbując ignorować ogromną bliznę, ale nic nie zobaczyłem.
- Nic nie widzę Abeyance.
- No właśnie.-Pokiwała głową.- A teraz ja spojrzę ci w oczy. Widzę całe twoje życie. To co nieświadomie chcesz mi pokazać. Twoje porażki, sukcesy, chwile smutku, radości, to z czego jesteś dumny, i to czego się wstydzisz.- Uniosła nieco brwi do góry.- Teraz rozumiesz ?
- To tak jakbyś przejrzała całe moje życie.- Spuściłem wzrok- Nie sądzę żeby kontynuowanie tej rozmowy miało sens.- Poczułem się przejrzany na wylot. Nie mogłem niczego ukryć. Nie miałem już czego ukryć. Czułem się pusty. Wstałem gwałtownym ruchem z fotela.
-Jesteś niezwykłą osobą Andy.- Uśmiechnęła się delikatnie do podłogi.- Choć żałuję, że mogę tak czytać z oczu, nawet jeśli widzę tylko to co dane osoby chcą mi pokazać.- Spojrzała na mnie.- Nie widzę tego co inni chcą ukryć. Jeśli mają jakąś traumę i zamykają to w sobie tak, że nie chcą za nic by ktoś to widział, nie widzę tego. Ale jeśli coś ich boli i chcą, by ktoś to zauważył, ja widzę to jak na dłoni.- Pochyliła się ku stolikowi, i chwyciła kubek z o dziwo nadal ciepłym kakaem, upiła łyk.- Z tą świadomością, możesz opuścić ten dom. Widać, że chcesz uciec.
Zrobiłem krok do przodu, ale potem zamarłem. Ucieczka nie załatwi sprawy. Andy Hollywood nie ucieka. Odwróciłem się szybko i usiadłem na podłodze. Zabrałem jej kubek i odstawiłem. Potem złapałem ją za ręce i spojrzałem jej w oczy. Chciałem żeby zobaczyła. Zacząłem szybko myśleć o tych wszystkich rzeczach o których nie chciałem pamiętać. Moment wyrwania skrzydeł. Spotkania z Curse, gdy byłem na prawdę szczęśliwy. Moment gdy dowiedziałem się o jej śmierci. Zabicie żniwiarza, który zrobił to samo mojej anielicy. Codzienny koszmar. Po jej minie widziałem że mi się udało. Że tych rzeczy wcześniej nie widziała.
- Tego- Przełknąłem głośno ślinę.- Nie widział nikt. Żadne z moich przyjaciół nigdy tego nie pozna- Puściłem jej ręce- To wszystko co chciałem ci pokazać.
Mimo, że mina czarnowłosej była niczym kamień, po jej policzkach spłynęły łzy. Zwyczajnie ściekły po policzkach, mimo ani jednego drgnięcia na twarzy. Nie odwróciła ode mnie nawet wzroku. Po chwili jednak odsunęła się nieco i otworzyła swoje ramiona. Dała mi wolny wybór, nie wymuszała nic. Nie spodziewałem się jednak że to zrobi. Podniosłem się z podłogi, tak by móc spokojnie usiąść na kanapie, tuż obok niej. Schyliłem się i schowałem twarz w zgięciu między jej szyją i ramieniem. Jej długie włosy nawet mi nie przeszkadzały, a zapach jej perfum mnie uspokajał. Objęła mnie, a raczej położyła ręce na moich plecach w miejscu gdzie niegdyś miałem skrzydła.
- One nadal tam są.- Powiedziała cicho.- Tylko ich nie widzisz.
- Chciałbym je zobaczyć, ale nie jestem pewien czy chciałbym je odzyskać..-Głos mi zadrżał mimo że wcale tego nie planowałem. A z oczu spłynęła łza. Przekręciłem delikatnie głowę tak, by czołem opierać się o jej ramię. Czułem zimno jej rąk, mimo że reszta skóry była ciepła.
-Nie tylko anioły mają skrzydła. Po prostu nikt nie chce w nie wierzyć, albo się tego boją.- Wyciągnęła zza moich pleców małe czarnawe piórko.- A pamiętaj, że ja widzę to, czego inni nie są w stanie.- Podała mi je z delikatnym uśmiechem.
Złapałem pióro i położyłem je między dłońmi. Wpatrywałem się w nie mimo, że wiedziałem że to nic nie da. Mogłem wyobrażać sobie swoje skrzydła na miliardy sposobów, ale nie potrafiłem ich na prawdę zobaczyć. A ta dziewczyna podała mi ich kawałek tak po prostu. Zacisnąłem powieki, zatrzymując łzy. Już od lat nie płakałem. Nie dawałem po sobie poznać, że czuję cokolwiek oprócz własnych potrzeb i szczęścia. A teraz pod moimi powiekami zbierały się słone krople. Po dłuższej chwili nie potrafiłem już ich powstrzymać. Spływały po moich policzkach i znikały we włosach czarnowłosej. Mimo to nie oderwałem czoła od jej skóry, a ona nie zabrała otaczających mnie ramion.
- Dziękuję...- Tylko tyle potrafiłem z siebie wydusić. Zacisnąłem delikatnie dłoń na piórku, żeby go nie stracić. Nie chciałem go stracić.
-Nie musisz.- Zaczęła mnie delikatnie gładzić po plecach.- Cokolwiek się stanie, możesz tu przyjść i zwyczajnie usiąść, ja będę wiedziała.- Położyła dłoń na mojej pięści w, której ściskałem piórko.- Pilnuj go, to część ciebie. Oni mogli cię ich pozbawić, ale to nie znaczy, że całkowicie znikły.
-Gdybym miał tu przychodzić za każdym razem.. Równie dobrze mógłbym tu zamieszkać.-Zaśmiałem się- Dzieciak nie byłby z tego powodu zadowolony.- Zacisnąłem palce jeszcze mocniej- Wierz mi nie zgubię go... raz jeszcze.
-To piórko to tylko ich część.- Uśmiechnęła się ciepło patrząc na mnie.- One tam zawsze są, i jeśli kiedyś o nich zapomnisz, po prostu spójrz na tę cząstkę.- Odwróciła głowę w stronę drzwi.- Twoja przyjaciółka się nie pokoi.
Odsunąłem się od niej i spojrzałem na nią z uśmiechem, a potem pochyliłem się i pocałowałem ją delikatnie w czoło. Ledwie musnąłem jej skórę wargami. Po chwili wstałem i wciąż zaciskając dłoń na piórku, ruszyłem do drzwi.
- Dziękuję.
Drzwi same się otworzyły, a Abey stała za mną machając z uśmiechem na pożegnanie.
-To ja dziękuję.- Na jej ramionach znów siedział kot, i kruk.
Wyszczerzyłem jeszcze zęby i również jej pomachałem, jednocześnie ubierając okulary i wychodząc. Ale potem otworzyłem ze zdziwienia oczy. Drzewa wokół małego domku, miały powyrywane gałęzie i poobdzieraną korę. Kruki wzleciały wyżej i krzyczały, jakby obrażone tym wszystkim. Za to Kimiko stała po środku całego tego chaosu, nie cierpliwie tupiąc nogą. Na mój widok prychnęła tylko i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nareszcie wielki panicz, postanowił stamtąd wyleźć.
- Jak zwykle niecierpliwa. Musiałaś niszczyć biedne drzewka?
- Dendrofil.
Nawet na mnie nie czekając, ruszyła ku miastu. Ja również zrobiłem kilka kroków w tamtą stronę, a potem się obróciłem. Drzwi były już zamknięte, a kruki siedziały spokojnie na swoich miejscach. Uśmiechnąłem się i ruszyłem dalej, wciąż krocząc kilka metrów za rudą wiedźmą. Wciąż zaciskając palce na czarnym piórku.
 
*|*|*
-Abeeeeeeey !- Usłyszałam rozradowany krzyk Yuki połączony z szybkim obijaniem kocimi pazurami po drewnianej podłodze.
Po chwili na książkę, którą właśnie czytałam wskoczyła biała kotka, radośnie machając ogonem.
-Pada śnieg, pada śnieg, pada śnieg, pada śnieg.- Powtarzała bez przerwy podekscytowana, zamieniając się w swoją ulubioną dziewczęcą formę.
Uniosłam nieco zaskoczona brwi do góry odgarniając czarną firankę z okna. Rzeczywiście delikatnie prószył śnieg.
Uśmiechnęłam się do mojej złotookiej.
-Ubiorę się tylko i wychodzimy co ?- Na te słowa wybiegła, podskakując co jakiś czas.
Zaśmiałam się, kręcąc głową.
Zdążyłam tylko sięgnąć po płaszcz, gdy po domu rozniósł się głośny dźwięk dzwonka do drzwi.
-Tak późno ?- Mruknęłam zdziwiona patrząc na stary zegar.
Wzruszyłam jednak ramionami, i nie spiesząc się zeszłam na dół.
Czekała tam już Yuki i Yoru, który też był cały rozradowany. Nie lubił może zbytnio śniegu, ale kochał swoją noc. Idealnym więc był okres pod koniec zimy, gdy nie było już, aż tak zimno a śnieg i tak padał, a noc szybko przejmowała władzę nad dniem.
Minęłam ich, by otworzyć drzwi, a gdy już to zrobiłam mignął mi tylko kruk koło głowy i kot przy nodze. Zaśmiałam się, widząc jak się bawią, co chwila zmieniając formy, gdyż rzadkim zjawiskiem było by robili coś razem. Obejrzałam się na boki szukając wzrokiem tajemniczego gościa, lecz jak okiem sięgnąć nie było nikogo.
Jednak gdy spojrzałam w dół, zauważyłam pakunek pod stopami. Podniosłam go i otworzyłam, a pierwszym co zobaczyłam był list.
"Wesołych walentynek Abeyance.
Mam nadzieję że znajdziesz pasujący kluczyk.
Dziękuję."

Uśmiechnęłam się wyciągając z pakunku piękną, odnowioną pozytywkę, z czarnego polerowanego drewna, zdobioną złotymi zawijasami między, którymi gdzieniegdzie umieszczone były gwiazdki. Podniosłam ostrożnie wieko wnosząc ją do salonu. Mała baletnica zdobiona czarną sukienką, u dołu z falbankami, a pasie z przewiązaną różową wstążką, powitała mnie z uniesionymi ramionami. Jedyną wadą był brak kluczyka. Nie mogąc się doczekać podeszłam do szuflady z, której wyjęłam to czego potrzebowałam. Usiadłam na ziemi przed pozytywką i wsadziłam idealnie dopasowany kluczyk do otwory, by ją nakręcić. Przekręciłam go trzy razy obserwując jak tancerka powoli obraca się pokazując białe baletki. Odbijała się wdzięcznie w lusterku umieszczonym w dolnej części uniesionego wieka.
Westchnęłam z nostalgią wsłuchując się w piękną melodie wypełniającą pokój.
-Dziękuję za zwrot Andy. Wesołych walentynek.- Powiedziałam w przestrzeń z uśmiechem, zamykając oczy.
Słyszałam już tylko te melodie, i śmiechy Yin i Yang za oknem. Cóż za piękny koniec zimy...